Maria Legaszewska wstąpiła w szeregi Akademii Młodzieżowej Pho3nix Academy zaledwie kilka miesięcy temu. Niecałe dwa tygodnie temu w Sierakowie zadebiutowała ona na triathlonowej trasie zawodów.
Choć zawodniczka nie czuła się wcześniej komfortowo w wodzie, postanowiła zacząć trenować triathlon. Po zakończeniu kariery w lekkiej atletyce, zbiegiem okoliczności, decyzja padła właśnie na tę dyscyplinę. Maria w krótkiej rozmowie opowiada, jak to wszystko się zaczęło oraz dzieli się swoimi przemyśleniami na temat triathlonowego debiutu.
Pho3nix GVT Team: Zasiliłaś szeregi Akademii Młodzieżowej Pho3nix Academy zaledwie kilka miesięcy temu. Zaczęłaś od obozu w Calpe, a po kilku miesiącach zadebiutowałaś w triathlonie. Zanim jednak o tym, powiedz, skąd wziął się pomysł na tę dyscyplinę?
Maria Legaszewska: Jest to niewątpliwe zbieg wielu korzystnych okoliczności. Zeszłej jesieni zakończyłam swoją 6-letnią przygodę z lekkoatletyką i naturalne dla mnie było to, że zaczęłam szukać nowego miejsca w sportowym świecie. Punktem zwrotnym poszukiwań okazał się być właśnie obóz w Calpe. Miałam tam okazję bliżej przyjrzeć się specyfice treningu triathlonowego, która bardzo mi się spodobała ze względu na znaczną różnorodność. Poznałam też wielu wspaniałych ludzi, dzięki którym nawet najcięższe treningi były tylko dodatkiem do przyjemnie spędzonego czasu. Zrozumiałam, że właśnie w ten sposób chciałabym trenować.
PGT: Byłaś lekkoatletką, a konkretnie skakałaś w dal. Nie wspominając już o jeździe konnej, chociażby, czy koszykówce, z którą też miałaś do czynienia. Doświadczenie w sporcie masz niemałe. Jednak żadne z nich nie dotyczy pływania, kolarstwa, ani stricte biegania. Wiem, że do kolarstwa zapałałaś największym uczuciem. Dlaczego?
ML: Uwielbiam rower za jego uniwersalność. Na trening kolarski idę, kiedy chcę być sama, ale też wtedy, kiedy mam ochotę spotkać się ludźmi. Idę, żeby się zmęczyć, ale też po to, by odpocząć. Jeżdżę, kiedy muszę coś przemyśleć, albo właśnie kiedy nie chcę myśleć wcale. Rower jest dobry na wszystko. I nogi nie bolą tak jak po bieganiu! [śmich] W mieście rower daje absolutną przewagę nad korkami i brakiem miejsc parkingowych. W górach pozwala się wyciszyć i sprawia, że zwykła drożdżówka i zimna cola smakują kosmicznie dobrze. Czego chcieć więcej?

PGT: No a co z pływaniem? To najtrudniejsza i najbardziej “znielubiana” dyscyplina w triathlonie. Jak sobie radzisz w tej kwestii?
ML: Pływam mało albo wcale, żeby zminimalizować ryzyko nieprzyjemnych doświadczeń. Niestety odbija się to bezpośrednio na wynikach, więc chcąc zrobić progres, będę musiała zaprzyjaźnić się z wodą. Cieszę się, że jest co poprawiać.
PGT: Pływanie w basenie, pływaniem w basenie, jednak na zawodach pływa się OW [open water]. Ile razy przed startem w Sierakowie, gdzie zadebiutowałaś w ubiegłym tygodniu, udało Ci się wskoczyć do jeziora?
ML: Nigdy wcześniej nie pływałam OW. Wszyscy, którzy mieli okazję być ze mną gdzieś nad wodą, wiedzą doskonale, że moja strefa komfortu kończy się na wejściu do wody po kostki. Nigdy nie lubiłam wody i zawsze omijałam ją szerokim łukiem.
PGT: Czego więc obawiałaś się najbardziej przed tym pierwszym startem?
ML: Były momenty, że to właśnie myśl o pływaniu OW wzbudzała we mnie spory niepokój. Zupełnie nie wiedziałam, jaka będzie moja reakcja, kiedy wejdę do wody. A słyszałam na ten temat różne historie. Na szczęście udało mi się opanować nerwy. Czułam też duże wsparcie ze strony drużyny, co pozwoliło mi zachować względny spokój przed samym startem.
PGT: Wróćmy teraz do tego sobotniego ranka. Ubierasz piankę, wokół kręci się sporo osób, spiker mówi, że za kilka minut start. Ustawiasz się, czekasz na swoją kolej. W końcu ta chwila nadchodzi. Słyszysz gwizdek oznajmiający, że czas ruszać. To chwila, kiedy cały stres się kończy i załącza się sportowy instynkt. Jaka była Twoja pierwsza myśl, kiedy weszłaś do wody?
ML: „Robię to pierwszy i ostatni raz”.
PGT: A ta po dotarciu na metę?
ML: „Dobra, może jednak nieostatni”. Byłam bardzo szczęśliwa, że udało mi się ukończyć pływanie, a następujące po nim rower i bieganie sprawiły, że szybko zapomniałam o trudach pierwszej dyscypliny. To jest uzależniające!

PGT: Wnioski na pewno wyciągnęłaś. Jaki jest ten najważniejszy?
ML: Ogrom nowych doświadczeń sprawił, że przemyśleń mam sporo i wybranie najważniejszego nie jest łatwe. Na pewno jeszcze lepiej zrozumiałam, o co chodzi w sloganie #siłajestwdrużynie. Wspólne przygotowania do startu, wzajemne wspieranie się, dopingowanie na trasie, dzielenie się sukcesami i porażkami sprawiają, że pomimo indywidualnych wyników każdego zawodnika, postrzegam triathlon jako sport drużynowy.
PGT: Na koniec musisz zdradzić, gdzie będziemy mieli przyjemność zobaczyć Cię drugi raz na trasie zawodów triathlonowych.
ML: Sama jeszcze tego nie wiem. Na razie muszę poświęcić odrobinę więcej czasu uczelni i zbliżającym się egzaminom, żebym ze spokojną głową mogła wykorzystać ten piękny czas, jakim są wakacje.
PGT: Dziękujemy Marysia za rozmowę i trzymamy kciuki, teraz w pierwszej kolejności za egzaminy, a potem już za kolejne starty!