Tour de France Blog: Kiedyś to były pociągi sprinterów, teraz to nie ma. Czy Pogacar meczy się na rowerze?

2024-07-05

Zbyszek Gucwa znów nadaje! Druga odsłona bloga poświęcona Tour de France, prowadzonego przez byłego kolarza zawodowego i naszego trenera – Zbyszka Gucwy.

Tour de France zapierdziela jak rakieta, czy coś go może powstrzymać? Otóż pierwsze dwa etapy pokazały… że może zrobić to upał. Dlaczego?

W zeszłym roku kolarze byli niesamowicie napakowani energią i mieli wysoką ochotę na ściganie. Niektórzy komentatorzy zastanawiali się szyderczo, czy aby na pewno kolarze zdają sobie sprawę z tego, że wyścig trwa trzy tygodnie, a nie jeden! Jednak w tym roku blisko 40c sprawiło, że pierwsze dwa etapy były dużo spokojniejsze. Nagle mocni pomocnicy zostali w miejscach gdzie nie powinni „strzelić”. Dzięki temu mieliśmy niespodzianki w postaci zakończonych powodzeniem ucieczek. Mi najbardziej zaimponował Holender Van der Broeck, który uciekał od startu. Gdy Bardet przeskoczył do ucieczki – nagle odpalił takie turbo, że miałem wrażenie że jest mocniejszy od Francuza. Było to pięknie zwycięstwo w drużynowym stylu!

Fot. Szymon i Asia Gruchalscy

Na drugim etapie ponownie w peletonie nie miał kto gonić i duża ucieczka mogła to rozstrzygnąć między sobą. W tym czasie peleton kombinował jak po prostu się nie przegrzać i ścigać się dopiero w samej końcówce. To mi pokazało, że nawet tacy turbo wycieniowani sportowcy pokazują ludzką twarz i po prostu gdy przychodzą pierwsze mocne upały ,to organizm potrzebuje 1-2 dni (czasami więcej) żeby się zaadaptować. Dodatkowo bardzo wielu kolarzy mieszka obecnie na wysokości (np. w Andorze) lub też zjechało z obozów w górach, gdzie te upały nie były aż tak odczuwalne.

Widać również w tym roku, że Pogacar wyciągnął wnioski i jedzie dużo bardziej ekonomicznie niż w poprzednich edycjach Wielkiej Pętli. Myślę, że dla niego dwa ostatnie TDF i drugie miejsca to porażka. Widać, że ma z tyłu głowy trzeci tydzień i jeździ dużo bardziej z tyłu peletonu. Widać było jak nie chciał wziąć koszulki na drugim etapie, gdyż zdawał sobie sprawę, że jego akcja z Vinegaardem nie spowoduje wielkich zysków nad rywalami. Dała za to przejęcie Maillot Jaune i tym samym ciężar prowadzenia wyścigu spadł na UAE Emirates Team. Później na etapie z Galibier jechał praktycznie do połowy góry cały czas z tyłu i czekał na właściwy moment, który przyszedł dopiero przed samym szczytem.

Fot: Szymon i Asia Gruchalscy

Tymczasem jego drużyna pokazała niezwykłą moc w górach. Byli tak mocni, że widząc jak niewielu kolarzy zostało – Ayuso postanowił jechać na siebie. Szybko został jednak przywołany do porządku i do pracy przez bardziej doświadczonego Joao Almeidę. Myślę, że jako tak młody i utalentowany zawodnik, często jako lider od najmłodszych kategorii – będzie ciężko mu podporządkować i być oddanym pracownikiem. Podobnie ma z resztą Mikel Landa, który jest oczywiście niesamowicie mocnym góralem, ale gdy naprawdę ma na kogoś pracować – to zawsze jedzie z tyłu. Na pierwszym górskim etapie, nie widziałem żeby osłaniał Remco. Jechał raczej jechał na siebie. Mikel w ostatnich latach gdyby miał być prawdziwym liderem, już był wielokrotnie nie wytrzymywał presji, ale jako „kulawy” pomocnik jest najlepszy… W takich sytuacjach lider zawsze bierze presje na siebie, a on w jego cieniu udaje, że pomaga i jedzie swój wyścig.

Reasumując: po czym widać że ktoś naprawdę pracuje na lidera? Jedzie przed nim, osłania go i tak mocno się wyjeżdża, że w końcówce nie ma zwyczajnie przyjeżdżać w ścisłej czołówce.

Trzeci etap to pięknie zwycięstwo kolarza z Erytrei, czyli Biniego Grmaya. Gdy myślę Erytrea – pamiętam jak w tym kraju popularne jest kolarstwo. Gdy byłem na wyścigu w Afryce,  przeczytałem że w Erytrei jest największy odsetek ludzi chorych na Aids (było to 12 lat temu, mam nadzieje że teraz jest lepiej) oraz przychodzi mi do głowy moja głupota i jak łatwo ulec francuskiemu sposobowi myślenia, że wszyscy ciemnoskórzy kolarze z Afryki mówią po francusku. Wiedziałem przecież, że decydują o tym zależności i oddziaływania Państw kolonijnych w danym kraju. W jednym roku ścigając się w Burkina Faso utwierdziłem się w przekonaniu, że ta część Afryki mówi raczej po francusku. Jadąc więc w ucieczce na jednym z wyścigów we Francji przez blisko 200km we dwóch z Danielem Teklehaimanotem, mówiłem do niego cały czas po francusku, a on mnie w ogóle nie rozumiał. Przez to źle nam się współpracowało i po tak długim odjeździe zostaliśmy złapani na 2 km przed metą. Dopiero na jakiś kilometr wcześniej doznałem olśnienia, że w Erytreii mówi się po angielsku… Niestety już było za późno. Zawsze śmiałem się z ludzi, którzy są ignorantami, a przez chwile sam się nim stałem.

Wczoraj odbył się już szósty etap i kto wie, może Dylan był najszybszy dzięki dziwnym Aero okularom? Kolejny chaotyczny sprint, pokazuje jak wyrównany jest poziom wśród sprinterów i żadna drużyna nie ma wystarczającej mocy żeby np. na ostatnich 3 km wyjść i zostawić sprintera na 150m metrów do mety. Dzięki temy czeka nas jeszcze więcej ciekawych końcówek.

Fot: Szymon i Asia Gruchalscy

Na koniec ciekawostka i śmiała teza o tym, że Pogacar wygra Tour de France – ponieważ nie męczy się na rowerze. Wczoraj Johan Bruyneel wskazał fajny dowód w różnicy między zawodnikami podczas 5 etapu.

Matteo Jorgensen który ma 190cm i waży około 70 kg spalił na piątym etapie 3600 kcal
Remco Evenepoel który ma 171 cm waży około 59kg spalił na piątym etapie 2800 kcal
Tadej Pogacar który ma 176 cm waży około 60 kg spalił na piątym etapie tylko 1600 kcal

Był to płaski etap o długości 176km, które pokonali w 4 godziny 8 minut i na którym Remco i Tadej byli chronieni. Porównując tę dwójkę można powiedzieć, że Słoweniec przejechał etap „za darmo”.

Nie ukrywam, że dużo bardziej wolę styl ścigania Pogacara, niż kalkulator Jonasa. Jednak skoro Tadej zaczął (jak na siebie) bardziej uważać i szacować siły, to myślę że Ci którzy czekają na spektakularny kryzys Tadeja – mogą się na niego nie doczekać.